Za nami druga edycja pielgrzymki Sercańskiej Rodziny Misyjnej, która jest okazją do spotkania, wspólnej modlitwy, a przede wszystkim do poznawania placówek misyjnych prowadzonych przez sercańskich misjonarzy. W tym roku po raz kolejny uczestnicy mieli okazję do odwiedzenia sercanów na misji w Boriç.
W dniach 17-24 września odbyła się pielgrzymka Sercańskiej Rodziny Misyjnej „Śladami świętej Matki Teresy z Kalkuty”. Matka Teresa była Albanką, ale urodziła się w Skopje, stąd celem wyjazdu był przejazd przez trzy kraje – Albanię, Macedonię Północną oraz Kosowo, gdzie w stolicy kraju znajduje się z kolei katedra świętej Matki Teresy. Wyjazd miał charakter pielgrzymkowy, a nad duchową stroną czuwał sercanin, ks. Zbigniew Bojar SCJ. Darczyńcami opiekowała się Aneta Półjanowicz z olsztyńskiej filii Sekretariatu Misji Zagranicznych, a za część organizacyjną z ramienia biura podróży Misja Travel odpowiadała pilotka, Marlena Filipiak.
Głównym celem wyjazdu w pierwotnym zamyśle jest poznawanie sercańskich misji, które Darczyńcy wspierają w ramach różnych projektów. Tegorocznym celem wspólnego pielgrzymowania miała być placówka misyjna księży sercanów w Naddniestrzu i w Ukrainie. Z powodu wojny za wschodnią granicą naszego kraju wyjazd stał się jednak niemożliwy. Dlatego w tym roku po raz kolejny pielgrzymi mieli okazję odwiedzić sercańską parafię w Boriç, na której pracuje ks. Jarosław Grzegorczyk SCJ, a proboszczem jest ks. Gianni Dimiccoli SCJ pochodzący z Barletty we Włoszech. Poniżej relacja z wizyty na misji okiem ks. Jarosława oraz uczestniczki pielgrzymki.
Ks. Jarosław Grzegorczyk SCJ, polski misjonarz w Albanii:
Jeszcze w marcu zadzwonił do mnie ksiądz Piotr Chmielecki SCJ z informacją, że w tym roku z powodu niepewnej sytuacji na Ukrainie sercańscy pielgrzymi po raz drugi zawitają do Albanii, na naszą placówkę misyjną. Wnioskiem z ubiegłego roku, który wyszedł z inicjatywy pielgrzymów, było pragnienie, aby spędzić więcej czasu w naszej parafii. Takie pragnienie było dla nas wyzwaniem, ale i powodem do zadowolenia. Ksiądz Gianni podsumował tę wizytę: „Od razu widać, że to nie są tylko turyści”!
Gdy zbliżał się czas przyjazdu zastanawialiśmy jak najlepiej zaprezentować realia pracy sercańskiej na północy Albanii, a jednocześnie dać jak największą możliwość spędzenia czasu z nami. Ks. Gianni zgodnie ze swoimi nadzwyczajnymi zdolnościami zajął się obiadem dla grupy i sprawami kulinarnymi. Mnie przypadła organizacja spotkania, zająłem się więc zapewnieniem osób, które powiedziałyby swoje świadectwo oraz tym, żeby można było też co nieco zobaczyć i usłyszeć.
Spotkanie rozpoczęło się profetycznie, bo gdy pielgrzymi pojawili się w Szkodrze, w mieście zapadły ciemności. W ciemnej kaplicy sióstr Misjonarek Miłości sprawowaliśmy swoją pierwszą Mszę Świętą. Matka Teresa z Kalkuty to przecież święta od ciemności, w których, jak sama pisała, trwała 50 lat. Za życia mówiła, że w Niebie będzie mało przebywać, bo będzie schodzić tam, gdzie jest ciemno i będzie w tych miejscach i ludziach zapalaną świecą. Święta, która sama umarła w ciemnościach, bo brakło światła w szpitalu i w aparaturze podtrzymującej życie. Ona dała „znak” swojej obecności i tego, że żadna ciemność, nie może być mrokiem i rozpaczą.
Niedzielna Msza Święta połączyła narody, chociaż języki były różne. Ksiądz Gianni głosił kazanie po włosku, które było tłumaczone na albański, a ja zrobiłem podsumowanie po polsku. Polski element pojawił się w modlitwie z darami, a przede wszystkim w procesji z darami, gdzie wraz z młodzieżą albańską pielgrzymi z Polski ofiarowali lekarstwa i środki medyczne, które będą służyły w naszym punkcie medycznym. W czasie procesji młodzież była ubrana w albańskie stroje ludowe. Po Mszy Świętej mieliśmy możliwość ich obejrzenia, zapoznania się z nazwami oraz zrozumienia dlaczego są takie, a nie inne. Wysłuchaliśmy też mini koncertu na çifteli (albański instrument strunowy) oraz flecie poprzecznym. Kolejnym punktem programu był spacer po terenie naszej placówki: obejrzeliśmy punkt medyczny, przedszkole oraz salę teatralną, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć albańskie tańce w wykonaniu młodzieży. W trakcie zwiedzania pojawiło się wiele pytań o realia pracy misyjnej w Albanii, problemy i stosowane rozwiązania. To spowodowało, że gdy przyszedł czas na obiad, wszyscy byli na niego gotowi.
Ksiądz Gianni przygotował nam dwa rodzaje makaronu: zapiekany z pesto oraz spagetti bolognese z pysznym sosem, przygotowywanym przez ponad cztery godziny. Do tego oczywiście pomidory, melanzagna (bakłażan) i albańskie kiełbaski, które chociaż wieprzowe, to przygotowywane w najlepszej masarni prowadzonej przez muzułmanów. Na deser była oczywiście baklava przygotowana przez jedną z parafianek. Ostatnim elementem, który zobaczyliśmy w naszej parafii były ruiny klasztoru benedyktynów – Shengjin, gdzie obecnie rozwija się kult św. Antoniego. Popołudnie to już zwiedzanie Szkodry z jej historią – piękną, ale i tragiczną, związaną z męczennikami. Był to czas, podczas którego można było indywidualnie zakosztować atmosfery albańskiej ulicy.
Dla nas oprócz tego wielkiego daru w postaci leków, wizyta sercańskich pielgrzymów była okazją do tego, żeby naszym parafianom pokazać, że nie są sami w swoich trudnościach. Pokazać uniwersalizm wiary, która chociaż różni się w szczegółach (np. klękanie w różnych momentach Mszy Świętej), to jednak łączy nas w imię Jezusa. Nasza młodzież bardzo przeżywała też to, że mogła występować dla obcokrajowców i że im się to podobało.
Pani Stanisława-Zofia ze Skarżyska Kamiennej, uczestniczka pielgrzymki:
Pobyt na placówce misyjnej to dla mnie jeden z najpiękniejszych dni. Było bardzo pięknie, bardzo dobrze to odebrałam. Kontakt z siostrami, z księżmi, z księdzem Jarkiem był niezwykle pozytywny. Odebrałam to niezmiernie ciepło. Ta pielgrzymka jest dla mnie kolejnym krokiem na drodze mojego nawracania się i zbliżenia się ku Jezusowi. Te świadectwa siostry Benadety i Franceski – ich dobro i piękno, którym emanują – były spełnieniem moich marzeń i oczekiwań, które miałam w sercu. Bardzo cieszę się, że tam byłam i miałam okazję je poznać.
Urzekło mnie świadectwo siostry, świadectwo jej wiary, jej rodziny [siostra opowiadała m.in. że pamięta jako dziecko kiedy jej matka podczas zbierania chrustu w lesie klękała i płakała, a dopiero po upadku komunizmu, po latach mogła wyznać córce, że w taki sposób się modliła – przyp. red.]. Historia, jaką usłyszałam o Albańczykach, która była mi wcześniej absolutnie obca, to mnie tak bardzo ujęło, że po prostu miałam ochotę ją na rękach nosić… Ściskałam ją cały czas wczoraj i dzisiaj też. Bardzo mnie to wzruszyło, to było coś, co mnie przeszło do głębi.
I powiem tak, że każda złotówka, którą kiedyś przekażę na misje sercanów, na placówki misyjne, będzie potwierdzeniem tego, że idą właściwą drogą i służą Bogu i ludziom. Bardzo się z tego cieszę. To jest takie moje od serca, chciałam się tym podzielić.