Chłopiec czerpiący wodę z kałuży. Kobiety, którym droga do studni zajmuje nawet 3,5 godziny. To obrazy z Tanzanii, które przedstawiła nam siostra Cecylia Bachalska w drugiej części wywiadu. Czy w naszym codziennym życiu doceniamy, jak wielkim szczęściem jest czysta woda, która leci z kranu?
1. Od kiedy pracuje Siostra w Tanzanii? Czym zajmuje się Siostra na co dzień?
Do Tanzanii przyjechałam w roku 2017 roku, był to grudzień. Zostałam posłana do naszej placówki w Dar es Salaam. Jest to była stolica Tanzanii. Pracuję w parafii Tandale, która jest prowadzona przez ojców białych, Misjonarzy Afryki. Z zawodu jestem pielęgniarką, więc jednym z moich codziennych zajęć jest posługa wśród chorych. W parafii mamy grupę Dobrego Samarytanina i wraz z nią odwiedzamy ludzi chorych w ich domach. Przynosimy im Najświętszy Sakrament, przekazujemy księżom informację, jeśli są osoby chcące skorzystać z sakramentu spowiedzi.
2. Co jest najtrudniejsze w misyjnej działalności?
Dla mnie największą trudnością jest to, że nigdzie nie jesteśmy tak naprawdę u siebie. Kiedy patrzę na moje walizki kiedy jestem tutaj, w Tanzanii, to wiem, że jestem tu tylko gościem. Jestem osobą, która tu przybyła na jakiś czas. Nie mogę powiedzieć, że znam lokalną kulturę na 100 procent, że znam język suahili bardzo dobrze. Jesteśmy takimi „bożymi cyganami”, którzy przychodzą, posługują i odchodzą. Jesteśmy w danym miejscu tylko przechodniami. Ma to swoje dobre i złe strony. Taka posługa wymaga dużo pokory. Jako misjonarze nie możemy powiedzieć, że wiemy wszystko i narzucać swoje rozwiązania. Musimy słuchać, obserwować, pytać. To jest takie bardzo misyjne podejście.
3. Czy jest jakaś zasada, której trzyma się Siostra w pracy misyjnej i nigdy jej nie łamie?
Najważniejszą zasadą jest dla mnie, że zanim wyjdę do mojej posługi, czy to będzie do chorych w domach, czy pójście do kobiet na ulicę, to poświęcam czas na przebywanie z Panem. Nigdy nie odważyłabym się pójść bez wcześniejszego spotkania z Nim, na modlitwie. Kiedy pomodlę się i poproszę o to, abym Go rozpoznawała, widzę jak On działa, jak mnie prowadzi, jak otwiera moje oczy, uszy na Jego obecność. I to jest taka zasada, jedna z wielu, że zanim się udasz do drugiego człowieka, spotkaj się z Panem na modlitwie, a później pozwól Jemu działać i daj się Jemu prowadzić.
4. Czy podczas swojego doświadczenia misyjnego spotkała się Siostra z problemem braku wody?
Miałam taki czas w moim życiu, że pracowałam w miejscowości Mwanga, niedaleko miasta Singida. Tam prowadziłam dużą przychodnię. Często przychodzili ludzie, którzy chorowali na zapalenie skóry. Objawy były takie, że mieli rany na skórze, ale też bąble wypełnione ropą. Zastanawiałam się, co jest przyczyną tej choroby, bo było to widoczne i u dzieci, i osób dorosłych. Poza tym dużo dzieci miało robaczyce przewodu pokarmowego, tzw. chorobę brudnych rąk. Kiedy obserwowałam pacjentów i rozmawiałam z personelem w szpitalu, to dowiedziałam się, że przyczyną jest brak dostępu do wody.
Ludzie mają daleko do studni, do źródła wody pitnej, więc wody używają bardzo oszczędnie. Na przykład jeśli się umyją, to tą wodę używają do mycia podłogi albo podlewania drzew. I rzeczywiście, kiedy zaczęłam obserwować otoczenie zobaczyłam, że było jeszcze bardzo wcześnie, a już koło godziny 4:00, 5:00 rano kobiety szły po wodę. Kiedy ja szłam do szpitala, około 7:30, widziałam jak wracały w wiadrami pełnymi wody. Więc wyobrażałam sobie, jak strasznie daleko musiały iść po tą wodę.
5. Czy mogły Siostry coś zrobić, aby zmienić sytuację tych ludzi?
Po głębszym przemyśleniu problemu w gronie sióstr i przedyskutowaniu z liderami wioski, napisałyśmy prośbę do organizacji, żeby ludziom w naszej miejscowości wykopano studnię. Po jakimś czasie widziałam, jak sytuacja u nas w szpitalu, w tej dużej przychodni, zaczęła się poprawiać. Kobiety częściej myły dzieci, dzieci miały mniej infekcji, rzadziej zdarzały się choroby skóry. Widziałam też, że kobiety i dzieci miały czystsze ubrania. Dla mnie jako pielęgniarki było to bardzo widoczne. Szkoda było mi też tych ludzi, bo bez wody wydawali dużo pieniędzy na leki i leczenie chorób, które były tak naprawdę związane z brakiem wody. Widziałam, że pierwszym i najważniejszym lekarstwem była woda, bliskość studni. I nawet widziałam, że dzięki temu pewne tradycje zaczęły się zmieniać, bo do studni szły nie tylko kobiety po wodę, ale też widziałam mężczyzn, którzy brali duże plastikowe galony i na rowerach wozili wodę. Więc to była dla mnie taka widoczna zmiana.
6. Czy pamięta Siostra jakąś sytuację związaną z brakiem wody, która bardzo Siostrę poruszyła?
Pamiętam doświadczenie, które mnie bardzo mocno dotknęło. Kiedyś, chyba w niedzielę po południu, wybrałam się na spacer. Z daleka widziałam chłopców, którzy paśli krowy i kozy. I przede mną zobaczyłam dziecko. Był to chłopiec, który trzymał w ręku metalową puszkę. Z kałuży, która była na drodze, tą puszką czerpał brudną wodę. Nie wierzyłam w to, co widzę. Ale kiedy podeszłam do niego i zaczęliśmy rozmawiać, to powiedział mi, że tą wodę czerpie do domu i ona będzie służyła do mycia i innych codziennych czynności, ponieważ nie mają dostępu do wody.
Dla mnie był to tak trudny obraz, tak mocno został w mojej pamięci, że do dziś pamiętam twarz tego chłopca… Pamiętam, jak był ubrany. I pomyślałam sobie, że to jest niemożliwe, żeby z kałuży na drodze czerpać wodę. Są takie miejsca na świecie, są takie miejsca u nas w Afryce, w Tanzanii, gdzie ludzie potrzebują wody. To jest piękny dar. Ludzie doceniają bardzo dar wody. Mówią nawet, że kiedy pada deszcz, to jest błogosławieństwo, Bóg im błogosławi, bo wiedzą, że będzie woda, będzie jedzenie, będą mogli wyprać swoje ubrania. Woda jest też błogosławieństwem.
Fot. Jakub Kołodyński, Fundacja Misja Tandale