Nie ustajemy w przekazywaniu pomocy ofiarom wojny na Ukrainie. Wspieramy szczególnie osoby, które doświadczyły bezpośrednich działań wojennych.
Dokładnie pamiętam pierwsze dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę z lutego 2022 roku. Ogrom polskiej pomocy był niezwykły. Można powiedzieć, że wtedy „wszyscy zbierali wszystko”… Pamiętam też nasze, Sekretariatu Misji, spotkanie on-line, po kilku dniach od wybuchu krwawej wojny. Powiedziałem wtedy, że my na razie nie będziemy ogłaszać żadnych zbiórek, bo nawet nie wiemy dla kogo mielibyśmy zbierać dary, kto potrzebuje pomocy, gdzie są Rosjanie i jaki jest rzeczywisty bieg tej wojny. Wspomniałem też, że my pewnie zajmiemy się pomocą na Ukrainie jak pierwsze fale pomocowe opadną. I tak się „niestety” stało. Niestety w tym sensie, że wojna trwa już dwa lata i na razie nadziei na jej zakończenie nie widać.
Ukraińcy Ukraińcom
Rok temu urochomiliśmy „korytarz humanitarny” z Rzeszowa, z magazynu fundacji PRO SPE, do Perszotraweńska, do parafii prowadzonej przez Księży Sercanów w środkowej Ukrainie. Transportujemy przede wszystkim żywność, ale też artykuły higieniczne czy chemię domową. Miejscowi parafianie tworzą z tych darów tzw. pakiety, czyli przepakowują dary do toreb foliowych, zawierających możliwie jak najszerszy asortyment: mąkę, cukier, ryż, kaszę, olej, konserwę mięsną, pastę do zębów. Jeden pakiet dla jednej rodziny. Jest to swoiste know-how pomocowe. Nie byłoby możliwe rozdawanie na miejscu darów „z samochodu”. Po pierwsze byłoby to bardzo czasochłonne, ale też wprowadzałoby chaos w przekazywaniu pomocy.
Parafianie z Perszotraweńska dokładają również swoją cegiełkę do tego pomagania. Przekazują przede wszystkim płody rolne: ziemniaki, marchewkę, jabłka oraz domowe zaprawy, np. kiszonki. Darem miejscowych jest też… czas. Jednym z „weteranów” wyjazdów pomocowych jest Andrei, właściciel największego we wsi sklepu spożywczego. On też ofiarowuje swojego busa transportowego. Kiedy zażartowałem w jego stronę, że jestem dumny, że mam takiego znajomego weterana pomocy, zaskoczył mnie odpowiedzią mówiąc: „Wy przyjeżdżacie z Polski i Niemiec z pomocą, to my też musimy coś dołożyć od siebie”.
Izium
Dary przepakowane w Perszotraweńsku jadą na wschód Ukrainy, do miasta-widma, do Iziumu. Przed wybuchem walk mieszkało tam około 50 tysięcy mieszkańców. Teraz zostało niecałe 10 tysięcy. Miasto przechodziło z rąk do rąk. Najpierw zostało zdobyte przez Rosjan, a później odzyskane w jesiennej kontrofensywie z jesieni 2022 roku. Jadąc przez Izium można zobaczyć wiele spalonych i zburzonych przez pociski budynków. A pośród tych zniszczeń… normalnie toczy się życie. Kiedy wjeżdżaliśmy do centrum miasta przed jednym z budynków stała długa kolejka. Ktoś z mojego busa stwierdził, że ludzie czekają po pomoc żywnościową. Jednak, kiedy podjechaliśmy bliżej, zobaczyłem, że ta kolejka czeka przed… bankomatem. Ludzie czekali na dostawę, ale gotówki!
Mogę powiedzieć, że przekazywana przez nas pomoc jest „wysoce zorganizowana”, zaczynając od przygotowania paczek, na ich dystrybucji kończąc. Z darami jedziemy w miejsca wskazane przez Olę – miejscową wolontariuszkę. Wyjeżdżając z Perszotraweńska wiemy już dokładnie, ile rodzin (osób) czeka na paczki w Iziumie. Kiedy dojeżdżamy na miejsca dystrybucji pomocy spotykamy się zawsze z kimś, kogo można nazwać „blokowym” liderem lokalnej społeczności, który przekazuje nam listy beneficjentów pomocy.
[Pamietajemo] - pamiętajmy!
Przy wjeździe do Iziumu straszą dwa „przepołowione bloki” mieszkalne. Rosjanie uderzyli w nie rakietami! Zginęły tam dziesiątki osób. Nad wejściem do klatki schodowej ktoś niedawno napisał słowo „Pamiętamy” i namalował świeczkę. Ten obraz, to stwierdzenie zabrałem ze sobą do Polski. Truizmem jest mówić, że „przyzwyczailiśmy się już do wojny za naszą wschodnią granicą”, bo nasze „przyzwyczajenie” nie zmienia faktu, że na Ukrainie codziennie wybuchają pociski, giną ludzie – i żołnierze, i cywile, cierpią niewinni, a pomoc humanitarna będzie potrzebna jeszcze przez wiele miesięcy.
ks. Piotr Chmielecki SCJ