„Daj dzieciom zabawę i uwagę. Niech poczują, że są jeszcze dziećmi” - taki słowami s. Anna Kurysz, sercanka, przywitała w Cochabambie w Boliwii naszą wolontariuszkę Monikę Deję.
Od dwóch tygodni przebywam w sierocińcu Hogar de Ninas San Francisco (Dom Dziecka Świętego Franciszka) w Cochabambie w Boliwii jako wolontariuszka. Jest to Dom dla ponad 70 dziewczynek w wieku od 4 do 27 lat. Pozostają one pod opieką trzech sióstr sercanek – jednej Polki i dwóch Boliwijek. Dziewczynki mają za sobą różne trudne doświadczenia – śmierć rodziców, porzucenie, przemoc fizyczną i seksualną. Większość z nich mieszka tu niemal przez całe swoje życie. Siostry zapewniają im mieszkanie, posiłki, edukację i potrzebną pomoc medyczną oraz psychologiczną, a także otaczają miłością, jakiej nie zaznały w domu rodzinnym. Podopieczne mogą mieszkać tu aż do ukończenia studiów, po tym czasie siostry pomagają im się usamodzielnić.
Hogar de Ninas to placówka, na którą składają się trzy domy. Dziewczynki mieszkają w pokojach czteroosobowych, starsze razem z młodszymi. Dzięki takiemu rozwiązaniu te najmłodsze są zawsze pod nadzorem i opieką. Poza tym w sierocińcu mieszczą się kuchnia, jadalnie, kaplica, gabinet psychologa. Wychowanki mają do dyspozycji dwa pokoje telewizyjne. Na zewnątrz jest mały plac zabaw. Dom posiada też wydzieloną część klasztorną dla sióstr. Wszelkie prace domowe wykonują starsze dziewczyny – przygotowują one posiłki, sprzątają, piorą.
Pomieszczenia w domu są nieogrzewane. W Cochabambie temperatury wahają się obecnie między 5 stopniami C w nocy a prawie 30 stopniami C w dzień. Codzienne życie domu toczy się na zewnątrz, gdyż Hogar (Dom) jest wychłodzony i w środku po prostu marzniemy. Na podwórku jemy posiłki, pierzemy i bawimy się, a dziewczynki się uczą. W Boliwii trwają aktualnie ferie zimowe – z planowanych dwóch tygodni zostały przedłużone do trzech z powodu niskich temperatur i licznych zachorowań wśród uczniów. Większość dziewczynek w Domu ma więc wolne od szkoły – na zajęcia chodzą jedynie studentki oraz te nastolatki, które uczą się zawodu i właśnie odbywają praktyki. Część z podopiecznych wyjechała na ferie do swoich rodzin – niektóre dziewczynki mają ciotki, kuzynów, rodzeństwo, którzy zabierają je do siebie od czasu do czasu, ale z jakiegoś powodu nie chcą lub nie mogą zaopiekować się nimi na stałe.
Trwające ferie powodują, że plan dnia w domu jest nieco inny niż zazwyczaj. Wychowanki, które mają wyznaczony dyżur sprzątania i przyrządzania śniadania, wstają po godzinie 7.00. Zamiatają i zmywają podłogi w całym domu, a następnie przygotowują kanapki i herbatę dla wszystkich mieszkańców. Pozostałym siostry pozwalają spać do godziny 8.00, by mogły się wygrzać w ciepłych łóżkach i nie marzły. Po śniadaniu te dziewczynki, które mają trudności z nauką, uczestniczą w zajęciach wyrównawczych z nauczycielkami. Siostry zatrudniają dwie osoby o wykształceniu pedagogicznym, które ćwiczą z dziećmi czytanie, pisanie, rozwiązywanie zadań matematycznych oraz odrabiają z nimi lekcje. W tym czasie inne podopieczne piorą, przygotowują obiad, oddają się swoim zainteresowaniom. Nastolatki dużo czasu spędzają w kuchni, piekąc ciasta i przygotowując desery, gdyż posiadają talenty kulinarne. W soboty dziewczynki pobierają lekcje tańca, pracują także z psychologiem. Jest to też dzień generalnego sprzątania domu. W niedzielę chodzimy na Mszę Świętą do pobliskiego kościoła. Trzy razy w tygodniu chętne wychowanki jeżdżą na lekcje baletu. Popołudnia w domu są czasem wolnym na wspólną zabawę czy spacer. Wieczorem, przed kolacją, spotykamy się w kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu i różaniec, a po kolacji dziewczynki mogą pooglądać telewizję. O godzinie 22.00 udają się do swoich sypialni.
Siostry bardzo starają się i dłuższy czas odkładały pieniądze na to, by zapewnić dzieciom atrakcje w czasie ferii. Młodsze pojechały na jednodniową wycieczkę nad jezioro, gdzie mogły do woli bawić się na placu zabaw oraz popływać statkiem. Starsze natomiast wybrały się na górską wędrówkę po Parku Narodowym Carrasco oraz zwiedziły stolicę Boliwii Sucre i znajdujący się niedaleko park dinozaurów. Dla części dziewczynek były to pierwsze wyjazdy poza Cochabambę od 3 lat (gdyż z powodu pandemii wszelkie wycieczki były niemożliwe), ale były też i takie, które pierwszy raz w życiu wyjechały na jakąkolwiek wycieczkę poza miejsce swojego zamieszkania!
Na czym polega moja praca podczas wolontariatu w sierocińcu? Zaraz po przyjeździe do Cochabamby zapytałam s. Annę, dyrektorkę domu, czego ode mnie oczekuje. Odpowiedziała mi: „Daj dzieciom zabawę i uwagę. Niech poczują, że są jeszcze dziećmi”. Każdego dnia organizuję więc dziewczynkom czas wolny – gramy w gry planszowe, układamy puzzle, tworzymy kreatywne prace plastyczne. W zabawach staram się „przemycać” treści edukacyjne i pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Razem też wykonujemy część prac domowych. Niekiedy dzieci chcą po prostu posiedzieć wspólnie, porozmawiać, pośmiać się, poprzytulać. Chętnie opowiadają o swoich marzeniach, wśród których największym jest posiadanie rodziny, dzielą się swoimi trudnymi historiami. Siostry, choć są dla dziewczynek jak prawdziwe matki i poświęcają podopiecznym każdą wolną chwilę, nie są w stanie dać im tyle czasu i czułości, ile one potrzebują, stąd każda pomoc jest na wagę złota. Na szczęście Dom, mimo tego, że od 30 lat jest świadkiem tak wielu smutnych i tragicznych doświadczeń, jest miejscem gwarnym, wypełnionym radością, miłością i poczuciem bezpieczeństwa. Zdecydowana większość podopiecznych, opuszczając ten dom, jest w stanie rozpocząć samodzielne dorosłe życie.