08 Września Missions
Modlitwa o deszcz

​O misjach w Tanzanii, czyli o tym, jak Bóg pokonał szamanów, którzy za pieniądze „modlili się” o deszcz oraz o tym, dlaczego po śmierci męża kobieta nie może wychowywać swoich dzieci z o. Adamem Cytrynowskim MAfr (Ojcowie Biali) rozmawia ks. Piotr Chmielecki SCJ, Zastępca Sekretarza Misji Zagranicznych Księży Sercanów.


Jak wygląda codzienność misjonarza, który jest duszpasterzem parafialnym?

Zacznę od tego, że życie i praca z mieście bardzo różni się od tego, co dzieje się na wioskach. Ja pracowałem 5 lat w dużym mieście w Dar es Saalam. Dzień zaczyna się o 6:00 rano od odmówienia jutrzni razem z parafianami, potem jest Msza Święta, następnie śniadanie. Każdego dnia jest otwarte biuro parafialne, a my mieliśmy nawet dwa biura.

Dwa biura parafialne… ?

Bo do biura parafialnego jest zawsze kolejka! Ludzie przychodzą, żeby na przykład spisywać kwestie dotyczące małżeństw mieszanych, tzn. bardzo często się zdarza, że jedna strona jest katolikiem, a druga nie jest ochrzczona lub jest innego wyznania. Jeśli para żyje w takim związku, a chce ochrzcić dzieci, to też wymaga wizyty w biurze parafialnym. Inny temat, który załatwia się w biurze to również kwestie dotyczące parafialnego Caritas: ktoś jest chory, ktoś w szpitalu, masę takich spraw. W Tanzanii Kościół jest oparty na małych wspólnotach chrześcijańskich. Nawet w dużych miastach nie działa to tak jak w Polsce. Parafia jest podzielona na sektory po 20-30 rodzin i taki krąg spotyka się w domach raz w tygodniu na modlitwę. Taka wspólnota ma swoich liderów. I jeśli ktoś przychodzi właśnie w jakiejś sprawie pomocowej, to dajemy mu formularz i musi się z nim udać do lidera małej wspólnoty. Ja, jako misjonarz, dwa razy w miesiącu mam spotkanie z liderami, na którym rozmawiamy o sprawach Caritas i przedstawionych prośbach. W Tanzanii jest bardzo duży nacisk na udział ludzi świeckich w pracy w Kościele. Co miesiąc jest spotkanie rady parafialnej. Proboszcz i wikarzy spotykają się z radą parafialną i wtedy jest planowana praca w parafii.

Najciekawsze sytuacja, jaką pamiętasz z pracy na misjach?

Kiedyś jechałem do kaplicy dojazdowej i zobaczyłem, że wielu ludzi zgromadziło się przy szkole – to był znak, że dzieje się tam coś dziwnego. Teoretycznie była pora deszczowa, ale od trzech tygodni nie spadła jeszcze ani jedna kropla deszczu. Więc liderzy wioski (nie katolicy) zaprosili szamana, aby „modlił się” o deszcz. Szefowie wioski wymagali od mieszkańców, aby każdy był na tym rytuale. Dodatkowo podczas takich zgromadzeń negocjuje się, ile każda rodzina ma wyłożyć pieniędzy, żeby szaman przystąpił do pracy. Ja się tam do nich udałem i poprosiłem, żeby na czas Mszy Świętej zwolnić ze spotkania rodziny katolickie. Powiedziałem im też, że „dla nas katolików, praca tych panów (szamanów), którzy przyjeżdżają tu za pieniądze nie ma żadnego znaczenia. My chcemy się modlić o deszcz do jedynego i prawdziwego Boga”. Dostałem zgodę, abyśmy mogli odprawić Eucharystię. Pamiętam, że jak zaczynaliśmy, było bardzo słonecznie. Wybrałem w mszale formularz o urodzaje, o deszcz. Było już po komunii świętej, msza trwała już ze trzy godziny. W czasie dziękczynienia usłyszałem takie uderzania: „puk, puk, puk” i nagle ludzie wybiegają z kościoła z krzykiem. Nie wiedziałem co się dokładnie dzieje. Zaczęła się ogromna ulewa… Po dwóch miesiącach w tej kaplicy dojazdowej potroiła się (!) liczba katechumenów – dorosłych, którzy zapisali się na przygotowanie do chrztu. Takie sytuacje pokazują mi, że Pan Bóg ma lepsze metody misyjne, niż człowiek sam mógłby wymyślić.

Najtrudniejsza sytuacja, której doświadczyłeś?

W 1999 roku podczas jazdy motorem zderzyłem się z krową. Czułem, że tracę przytomność… Zdołałem jednak zobaczyć, że leży przy mnie różaniec, który wypadł mi z kieszeni. Ludzie wsadzili mnie na rower – innego transportu nie było. W szpitalu pielęgniarka zaczęła mnie obmywać z brudu, ale żadnej innej pomocy nie dostałem – maszyny rentgenowskie nie działały. Biskup przysłał po mnie samochód, aby zabrać mnie do kurii, do Kahamy. Zaraz za naszym samochodem do biskupa przyjechało trzech holenderskich lekarzy, którzy na co dzień pracowali 180 km od Kahamy. Oni mi bardzo pomogli, zbadali mnie i okazało się, że miałem wewnętrzny krwotok. Siedziałem w szpitalu (dosłownie, nie mogłem się położyć) i współbrat przyniósł mi list od mamy, w którym przeczytałem: „Drogi synu, bardzo długo mnie miałam od ciebie wiadomości, ale zawsze pamiętam o tobie i modlę się na różańcu, aby Matka Najświętsza ochraniała Cię swoim płaszczem”. Kiedy to przeczytałem, przypomniałem sobie ten różaniec, który znalazłem obok zaraz po wypadku. Jestem przekonany, że Matka Boża brała udział w ocaleniu mi życia.

Jak kultura wpływa na codzienne życie Tanzańczyków?

Muszę przyznać, że kultura i tradycje afrykańskie są bardzo mocno zakorzenione w ludziach. My niesiemy Dobrą Nowinę, ale widzimy, że nawet ludzie po wyższych studniach, kiedy natrafiają na problemy, to przychodzą do kościoła, modlą się, ale i tak później szukają pomocy u lokalnych szamanów. Nawet ludzie dobrze sytuowani, biznesmeni mają rzeczy od „czarowników”, które wieszają w sklepach, żeby im się lepiej powodziło.

Porozmawiajmy chwilę o roli kobiet w społeczeństwie w Tanzanii. W Afryce podział ról społecznych jest zupełnie inny niż w Europie?

Od kiedy jestem w Tanzanii, to pozycja kobiet w społeczeństwie bardzo się zmieniała. Z początków mojego pobytu na misjach pamiętam pierwszą kobietę, którą została ministrem sprawiedliwości i to był ewenement skalę nie tylko kraju, ale i całą Afrykę. Kiedy ona została ministrem, rozpoczęła się dyskusja o prawach kobiet. W Tanzanii kobieta, która wychodzi za mąż, w praktyce „wchodzi w związek” z całym klanem mężczyzny. W sytuacji kiedy mąż umiera, kobieta zostaje z niczym. Majątek wspólnie wypracowany: jakiekolwiek pieniądze, bydło, dom czy nawet dzieci (!) należą do rodziny męża, a nie do niej. Normą było to, że wdowa była wyrzucana z domu i wracała do rodziny, z której pochodzi. Dzieci były wychowywane przez wujków. Zdarzało się też tak, że kobieta była poślubiana przez brata zmarłego i stawała się jego drugą czy trzecią żoną. Mary Nagu, ta wspomniana minister, zaczęła bardzo mocno naciskać na to, że kobiety nie mogą być traktowane jak przedmioty. Można powiedzieć, że przez ostatnie 20 lat kobiety zyskały bardzo wiele praw. Sytuacje, które opisałem potrafią się jeszcze zdarzać, ale tylko w małych wioskach. Kobiety w miastach już dziedziczą majątek po mężach i wychowują swoje dzieci. W całym kraju wszystko idzie w dobrą stronę.

W krajach afrykańskich życie opiera się na wspólnocie w przeciwieństwie do zachodniego indywidualizmu. A Tanzania którą droga podąża?

W Tanzanii liczy się przede wszystkim klan. Nie ma takiej możliwości, żeby nawet po ślubie „zacząć swoje życie”. Wspomniałem już, że kobieta po ślubie niejako zmienia rodzinę. Jeśli ktoś umrze, to na pogrzebie spotyka się cały klan i po pochówku decydują, kto z rodziny zajmie się osieroconymi dziećmi. Pamiętam śmierć 37-letniego mężczyzny, który zostawił żonę i dwójkę dzieci. I ja uczestniczyłem w takim klanowym spotkaniu po pogrzebie. Rodzina nominowała jedną osobę, która została „ojcem”. W momencie, w którym wdowa będzie miała jakiekolwiek problemy, to ten człowiek ma być dla kobiety, która straciła męża osobą kontaktową z klanem.

Ojciec ma w Tanzanii niesamowity respekt. Jeśli przyjeżdża twój ojciec, a ty masz już nawet swoją rodzinę, to nie możesz ojcu niczego odmówić. Zdarza się nawet, że ojcowie wykorzystują swoją pozycję. Na przykład w sytuacji, kiedy syn posiada rower i nawet jeśli ma zaplanowane załatwianie jakiś spraw i potrzebny jest transport, a ojciec przyjdzie pożyczyć rower, to syn nie może odmówić. Dlatego też u nas dobrze funkcjonują małe wspólnoty chrześcijańskie. Nawet jak przychodzisz do kościoła, to nie jesteś anonimowy, tylko jesteś identyfikowany poprzez małą wspólnotę. Jak chcesz ochrzcić dziecko, to idziesz najpierw do lidera swojej wspólnoty chrześcijańskiej i on pisze list, z którym idziesz do proboszcza. Jak ktoś przychodzi do biura parafialnego i prosi o chrzest dziecka, to ksiądz najpierw pyta o ten list polecający. To jest super, bo w dużych parafiach miejskich po prostu nie ma możliwości, aby znać wszystkich parafian.

Dlaczego zaangażowałeś się w budowę studni głębinowych?

Bo zobaczyłem na własne oczy, że bardzo wiele chorób jest związanych z brudną wodą. Kiedyś miałem spotkanie w wiosce z katechistami. Na zakończenie takiego spotkania zawsze je się wspólny posiłek. Było ugali, czyli taka kukurydziana papka. W Tanzanii, szczególnie na wioskach, je się z jednego garnka, rękoma. Katechista rozpoczął jedzenie, a kiedy wyciągnął palce z naczynia i ja chciałem się poczęstować, to zobaczyłem ciemne ślady. Przerwałem więc posiłek i poprosiłem go, żeby pokazał mi ręce – przyznam, że nawet wstydzę się teraz o tym opowiadać. On miał po prostu brudne dłonie… I powiedziałem im wszystkim, że jeśli tak będą o siebie dbali, to ich rodziny będą ciągle chore, dzieci będą chore – nigdy ich nie wyleczą! To był dla mnie taki zarówno praktyczny, jak i duchowy przełom. Od tego zdarzenia zaangażowałem się mocno w zbieranie funduszy i budowę studni w Tanzanii. Głoszenie Słowa Bożego jest piękną rzeczą , ale jeśli mówisz, że Pan Bóg Cię kocha i chce dla Ciebie zdrowia, a możesz to jeszcze potwierdzić czynem, na przykład poprzez budowę studni i tak namacalnie pokazać miłość Boga, to to jest wypełnieniem tego głoszonego Słowa. 75% wszystkich chorób w Tanzanii jest powodowane piciem brudnej wody, ale wiem, że możemy ludziom pomóc, że ta tragiczna sytuacja może się poprawić.

W każdej wiosce są takie studzienki czy mini stawy, które ludzie kopią, żeby zbierała się woda. Ta woda nie nadaje się do spożycia! Niestety bardzo wielu ludzi używa taką wodę do picia. Kiedy pracowałem w duszpasterstwie młodzieży, odwiedziłem bardzo wiele szkół katolickich. Siostry zakonne, które je prowadziły, zwracały mi uwagę na bardzo trudną sytuację uczniów, kiedy w szkole nie było bieżącej wody. Zacząłem szukać środków na budowę studni w tych miejscach. Zauważyłem, że po wybudowaniu studni życie tej szkoły i funkcjonowanie uczniów całkowicie się odmieniało. Ta młodzież stawała się inna, było mniej zachorowań i bardzo wiele radości. Od 15 lat zbieram pieniądze, żeby budować studnie głębinowe na wioskach, szczególnie przy szkołach. W Tanzanii wodociągi są tylko w dużych miastach. Poza nimi problemy z wodą są ogromne.


Możesz pomóc w budowie studni w Tanzanii!