Życie kobiety w Republice Środkowoafrykańskiej jest bardzo trudne. Jej codzienność jest monotonna i smutna. We wszystkich grupach etnicznych (oprócz Pigmejów) panuje patriarchat absolutny – kobieta zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia, jest źle traktowana, a przez to często staje się oschła i bezwzględna. Musi być twarda jak skała.
W Republice Środkowoafrykańskiej dominuje inny obraz kobiety niż w Polsce. Nie chodzi tutaj o wygląd, ale o pewną delikatność w głosie czy zachowaniu. Jeśli mielibyśmy ją porównywać do wizerunku Matki Bożej – kobieta w RŚA taka nie jest. Ta musi być stanowcza, silna, nieugięta, wytrwała, bo jej codzienność jest trudna. Pozycja społeczna kobiety w tym kraju jest tragiczna. Jeśli porównać to do kast, to kobieta w RŚA byłaby pariasem. Mentalność takiej kobiety też jest inna. Pierwszą ogromną różnicę w porównaniu z kulturą europejską stanowi to, że w Republice Środkowoafrykańskiej dominuje poligamia, która niszczy życie rodzinne.
Są kobiety, które zgadzają się na poligamię w zamian za miejsce do życia, pokój, dom, możliwość wychowywania dzieci. Takie podejście kobiet zrozumiałam dopiero wtedy, kiedy dowiedziałam się, że kobieta bezdzietna w kulturze Afryki Środkowej to wiedźma i czarownica. Kobiety nie chcą być oskarżane o czary, dlatego panicznie boją się niepłodności – bardziej niż posiadania dużej liczby dzieci. Poligamia niszczy serce kobiety, zmuszając ją do zgody na dzielenie swoich emocji, miłości do ukochanego mężczyzny, a czasami nawet domu z inną kobietą. W takim układzie kobieta musi też liczyć się z chorobami wenerycznymi, a często i zakażeniem wirusem HIV. Poligamia utwierdza taką kobietę w przekonaniu, że nie zasługuje na bezwarunkową miłość, nikt się o nią nie zatroszczy i może liczyć tylko na siebie. Przekłada się to na wychowanie dzieci w duchu obojętności i chłodu emocjonalnego. Takie matki często całe swoje pokłady miłości przelewają na dzieci, a jednocześnie traktują je bardzo zadaniowo. W RŚA dzieci szybko zaczynają pracować na utrzymanie rodziców. Zdarza się, że rodzice oddają dziecko, aby zarabiało na rodzinę za pomocą prostytucji.
Joanne pojawiła się na misji w Bagandou, kiedy byłam dyrektorką tamtejszego szpitala misyjnego. Poszukiwaliśmy wtedy kucharza po zwolnieniu poprzedniego, który wynosił nasz obiad i sprzedawał go w porcjach na wiosce. Joanne pochodziła ze stolicy. Miała czwórkę dzieci i mężczyznę swojego życia. To dla niego dała się namówić na mieszkanie w Bagandou. Joanne jest piękną, szczupłą i wysoką kobietą z europejskimi rysami twarzy. Jej dzieci zawsze były zadbane, czyste i zdrowe. Na początku mieszkania w Bagandou jej i Chrisowi, bo tak miał na imię jej partner, żyło się bardzo dobrze. Oboje katolicy, zakochani i szczęśliwi. Chris pracował w kopalni diamentów. W pewną sobotę przyniósł do domu osiem milionów franków (ponad 58 000 złotych), za które kupił soki i piwo dla całej wioski. Resztę pieniędzy roztrwonił, co ostatecznie doprowadziło go do zdrady. Miesiąc później miał kolejną kobietę. W 2017 roku miał ich już sześć, a Joanne była pierwszą „żoną” z tego grona. Przyszła na misję szukać pracy, kiedy pieniądze Chrisa skończyły się i nie starczało ich dla dzieci. Tego dnia postanowiła pracować i wybudować dom w Bangi, aby kiedyś wrócić tam z dziećmi.
Po Mszy Świętej o 6.30 Joanne była zawsze gotowa do pracy. Któregoś dnia przyszła bardzo smutna, a na jej twarzy, z natury brązowej, widać było szaro-fioletowe plamy. Wtedy zozumiałam, że jest bita. Była jedyną kobietą, która zarabiała w domu, więc Chris chciał od niej pieniądze. Od tego dnia brała tylko część wypłaty, aby starczyło na jedzenie, a resztę pieniędzy odkładała na misyjnym koncie w tajemnicy przed Chrisem. Kiedy kończyłam pracę w Bagandou, Chris coraz częściej bił Joanne, a jedna z awantur skończyła się gwałtem. Tej nocy począł się mały Izrael. Wtedy misjonarze postanowili pomóc Joanne w budowie domu w Bangi. Jeden z księży zapłacił za wykończenie jej domu. Bał się, że któregoś dnia Joanne nie przyjdzie do pracy, bo Chris ją zabije.
Podczas drugiej edycji szkolenia „Bezpieczna Mama” spotkałam Joanne w stolicy. Pracuje teraz jako kucharka i pomoc na misji w Bimbo. Joanne wszędzie, gdzie się pojawia, swoje obowiązki wykonuje bardzo rzetelnie, jest wesoła i uśmiechnięta. Sama wychowuje Izraela i resztę swoich dzieci. Kiedy ją zobaczyłam, rozpłakałam się. A ona powiedziała mi, żebym przestała, bo przecież Pan Bóg ją kocha. Joanne jest dla mnie wzorem matczynej miłości, odwagi, poświęcenia i radości z życia. Czy jest twarda? Tak, jest twarda jak skała. Stała się dla mnie światełkiem nadziei, że życie kobiet w RŚA kiedyś się zmieni.