06 Października Spotkania
„Śladami Świętej Matki Teresy z Kalkuty” - refleksje uczestników pielgrzymki

Pielgrzymka misyjna do Albanii, Macedonii i Kosowa oczami uczestników.


Marzena Półka

Pojechałam na pielgrzymkę „Śladami Świętej Matki Teresy z Kalkuty” z pewną dozą nieśmiałości, bo wydawało mi się, że moja wiara jest zwyczajna, może nawet mniejsza niż ziarno gorczycy, stąd też nie wiedziałam czy podołam trudom pielgrzyma. Na miejscu, już pierwszego dnia, mieliśmy różne przeżycia i słabości. Najbardziej z pielgrzymki utknęła mi w pamięci niedziela spędzona na misji polsko-włosko-albańskiej w Boriç.

Wzruszająca była Msza Święta, na której pomimo różnych języków czułam zaangażowanie i radość. Spokój kapłanów, sióstr i samych wiernych z przebywania w jednej wspólnocie udzielił się nam wszystkim. Doceniłam trud młodzieży, która ubrana w albańskie stroje ludowe demonstrowała tańce ludowe, a nawet zaprosiła nas do wspólnej zabawy. Ksiądz Jarosław Grzegorczyk pragnął, abyśmy poznali kulturę, osobowość miejscowej ludności Albanii, ich trud włożony w zachowanie wiary mimo zakazu jej wyznawania przez 40 lat. Ksiądz zwrócił uwagę, że zachowały się ślady wiary chrześcijańskiej w Albanii z XI wieku, a lata komunizmu, biedy i donosicielstwa na wyznawców jakiekolwiek religii utrudniły, lecz nie zniszczyły ich korzeni.

Ksiądz Gianni, jak na Włocha przystało, poczęstował nas wspaniałą kawą oraz przepyszną baklavą. Widok kapłana siedzącego przy ekspresie do kawy z uśmiechem na ustach i w oczach, przygotowującego ten aromatyczny napój dla ponad 30 osób, z pełną ekspresją, że może nas tak po włosku ugościć – był bezcenny.

Chciałabym wszystkim podziękować za wspólny pobyt, za opiekę kapłanów, przewodników. Wszystkim pragnę przesłać serdeczne: Szczęść Boże!

Barbara Szczepkowska

Niesamowita była dla mnie Msza Święta w placówce Sióstr Misjonarek Miłości w Szkodrze, która odbyła się wśród ciemności i ciszy, po gwarnym dniu pełnym wydarzeń. To był pierwszy moment pielgrzymki, w którym namacalne wręcz stało się poczucie wspólnoty. Wzruszała modlitwa przy świetle świec i pieśni śpiewane prawie szeptem, ze świadomością, że obok siostry przygotowują do snu swych podopiecznych – ludzi najciężej chorych, często odrzuconych przez wszystkich innych, wykluczonych, którzy jedynie u sióstr znaleźli schronienie i miłość.

Największe wrażenie zrobili na mnie ludzie pracujący na misji i ich historie. Ksiądz Jarosław, ksiądz Gianni, siostra Benedeta, siostra Franceska, ksiądz Marjan, a także pani doktor Gjustina i siostra Anna – przekochani ludzie, którzy całe swoje życie poświęcają innym. Choć pracują w trudnych warunkach spotykając się na co dzień z ogromem cierpienia, chorobami i biedą, zachowują pogodę ducha i poczucie humoru. Mają niezmierzone pokłady miłości i ciepła, którymi nawet nas, pielgrzymów, hojnie obdarzyli.

Wiesława Szymańska

18 września – niedziela na placówce misyjnej w Boriç. Najpierw Msza Święta międzynarodowa – włosko-albańsko-polska. Liturgia pięknie przygotowana przez młodzież albańską i chociaż każdy modlił się w swoim ojczystym języku, czuliśmy się jedną wielką rodziną, czuliśmy powszechność naszego Kościoła. W darze składamy przywiezione z Polski lekarstwa, które zasilą prowadzoną przy misji przychodnię zdrowia.
A po Eucharystii czas na radosne ucztowanie. Ksiądz Jarek z dumą oprowadzał nas po misji, opowiadał o tym, co udało się już zrobić, i o tym, co jest jeszcze do zrobienia. Było też zwiedzanie przedszkola prowadzonego przez pracujące tu Siostry Bazylianki dla dzieci z najuboższych rodzin.

Przy suto zastawionych stołach i tradycyjnych daniach kuchni włoskiej przygotowanych przez proboszcza, księdza Giovanni'ego, był czas na piękne świadectwa – pani doktor, która charytatywnie opiekuje się chorymi, księdza Mariana – Albańczyka pomagającego w parafii i albańskiej siostry Benedety Gjoka, którzy opowiadali o trudnym życiu w mrocznych czasach komunistycznego terroru oraz o swoim zaangażowaniu w życie tutejszej społeczności.

Niezwykle przejmująca była opowieść księdza Mariana, który wspomniał swoje dzieciństwo, kiedy to jako biedny, bosy, brudny i głodny chłopak z gór trafił do misji, gdzie otrzymał bezpieczne schronienie i wszystko, czego potrzebował. I kiedy jako młodzieniec zaczął się zastanawiać nad dalszym życiem pomyślał, że najbezpieczniej będzie pójść do seminarium. Zwątpił, kiedy przełożeni zaczęli opowiadać coś o powołaniu i o tym, że Chrystusowi trzeba oddać wszystko, co się posiada. Nie miał pojęcia, co to jest to powołanie, a żadnego majątku, czy nawet czegokolwiek do oddania, nie posiadał. Dopiero w czasie rozmowy z ojcem duchowym podczas spowiedzi zrozumiał, że nie chodzi o rzeczy materialne, lecz o oddanie tego, co się nagromadziło w sercu – że to są prawdziwe skarby! I tak pozostał w seminarium, otrzymał święcenia, został kapłanem, a teraz stara się pracować z ubogą młodzieżą – zakłada grupy skautów, bo chce pokazać, że można żyć inaczej, w oparciu o najważniejsze przykazanie – miłości Boga, bliźniego i siebie samego.

Spotkanie na terenie sercańskiej misji w Albanii zakończyliśmy wspólną zabawą i śpiewem. Dziękujemy wszystkim, którzy z taką radością i otwartym sercem nas gościli. Bóg zapłać!